Kurier Lubelski . Adrianna Calińska
22 września 2014
– Według mnie masoneria jest przeźroczysta pod względem religijnym i politycznym – mówi prof. Tadeusz Cegielski, kurator wystawy “Masoneria. Pro publico bono” w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wie pani, nawet w jednej z katolickich gazet napisali o wystawie.
– W jakim tonie?
W bardzo zabawny sposób. Najpierw odprawili jakieś egzorcyzmy i cała relacja zaczyna się od zdania: “Katolikowi nie wolno przystępować do ruchów masońskich pod groźbą grzechu ciężkiego”. Dalej ostrzegli, że wystawa jest bardzo kontrowersyjna, ale ostatecznie zamieścili ogromny materiał o całym wydarzeniu. Postąpili tak samo jak inne gazety, które po prostu uznały wystawę za interesujący temat.
– Ale czy oficjalny stosunek Kościoła do masonerii rzeczywiście jest tak jednoznacznie negatywny?
Tutaj jest problem, bo różne Kościoły różnie tę sprawę interpretują. Generalnie najbardziej zamknięty wobec masonerii jest Kościół prawosławny.
– Czyli nie katolicki?
A gdzie tam! Dopiero po prawosławnym jest Kościół katolicki, ale Kościół w Polsce – de facto Kościół narodowy. On tylko używa rzymskiej fasady, a z katolicyzmem – a więc powszechnością, uniwersalizmem – nie ma zbyt wiele wspólnego. Dalej wskażmy Kościoły katolickie w różnych krajach i różnych wydaniach. Zupełnie odrębny świat to chociażby Kościół w Ameryce Łacińskiej. Niech pani spróbuje powiedzieć jakiemuś biskupowi w Brazylii, że masoneria jest zła… Zapewniam, że będzie bardzo zdziwiony. Wszystko zależy więc od kraju i jego tradycji – niezależnie od oficjalnego stanowiska kurii rzymskiej, które też nie jest dziś jednoznaczne, choć jeszcze sto lat temu było jednoznacznie negatywne wobec masonerii.
– Dlaczego w Polsce mamy tradycję antymasońską?
Ciągnie się to od czasów Soboru Watykańskiego II oraz takich przełomowych dla Europy wydarzeń jak zjednoczenie Włoch oraz Niemiec – procesy zakończone w latach 1870-1871. Zjednoczenie Włoch nie byłoby możliwe bez likwidacji państwa kościelnego i wydzielenia papiestwu niewielkiego obszaru – Watykanu – na terenie Rzymu. Z tymi wydarzeniami papiestwo bardzo długo nie chciało się pogodzić i interpretowało jako szatańskie niemal dzieło masonów.
– Istnieje jednak jakiś odgórny zakaz zabraniający katolikom wstępowania do wolnomularstwa?
Takiego zakazu już nie ma, ponieważ Kodeks prawa kanonicznego (CIC) od stu już lat nic nie mówi o masonerii. Na tej płaszczyźnie jest jednak pewien spór, w który zresztą sam byłem zaangażowany. Dotyczy on interpretacji listu kardynała Ratzingera z 1983 r., a właściwie dwóch listów zaadresowanych do Konferencji Episkopatu Niemiec. Biskupi niemieccy zakończyli właśnie trwający wiele lat dialog z narodową masonerią. Skończyło się to spisaniem katalogu rozbieżności, jednak obie strony rozstały się w największej zgodzie. I wtedy biskupi niemieccy zapytali kardynała Ratzingera, czy katolików nadal obowiązuje zakaz wstępowania do masonerii. Bo w Kodeksie prawa kanonicznego jest tylko zdanie: “Katolikowi nie wolno pod groźbą ekskomuniki wstępować do związków, które wrogie są Kościołowi”, ale nie jest powiedziane, o jakie konkretnie związki chodzi. Ratzinger odpowiedział im w pierwszym liście, że negatywnie stanowisko Kościoła nie uległo pod tym względem zmianie. W drugim zaś doprecyzowywał swoje stanowisko – na wyraźnie jakieś powtórne zapytanie o sprawę – że rozstrzygnięcie, kto jest wrogiem Kościoła, pozostawia zbiorowej mądrości biskupów niemieckich. Cóż, nie mogło być inaczej, skoro wielu ludzi tegoż Kościoła nie tylko prowadziło z masonerią dialog, ale także utrzymywało przyjazne stosunki. Wielu zagorzałych antymasonów taka wersja zdarzeń nie zadowalała i do dziś nie dają wiary, że Ratzinger rzeczywiście ów drugi list napisał.
– Teraz antymasoni są niezadowoleni, a nawet przerażeni, że największa w historii wystawa o masonerii ma miejsce w Muzeum Narodowym.
W listopadzie zeszłego roku, kiedy oficjalnie nic jeszcze nie było wiadomo, prawicowe gazety już pisały o wystawie w negatywnym tonie. “Muzeum Narodowe za pieniądze podatników organizuje wystawę propagującą masonerię… To przecież skandal!”. Ale wie pani, ja uważam, że nawet gdyby przyjąć ich punkt widzenia, że był to ruch demoniczny, to mimo wszystko warto mu się przyjrzeć… Pozostawił po sobie tyle wspaniałych zabytków.
– A jak Pan Profesor ustosunkowuje się do tych teorii? Do tej wizji masonerii demonicznej, potajemnie uprawiającej okultyzm i kpiącej z Boga?
Bardzo spokojnie. Budującym było spontaniczne stanowisko wyrażone przez księdza prałata Józefa Maja, dziś emerytowanego proboszcza kościoła św. Katarzyny. Ksiądz z wykształcenia jest polonistą i interesuje się masonerią. To jego konik. Twierdzi, że w podziemiach kościoła św. Katarzyny w XVIII w. funkcjonowała loża. Ja z kolei uważam, że to niemożliwe, prowadziliśmy zatem taki przyjacielski spór na ten temat. Kiedyś odbywałem z moimi studentami dodatkowe zajęcia z architektury XIX-wiecznej właśnie w kościele św. Katarzyny. Ksiądz Józef Maj zobaczył nas, przerwał swoje zajęcia w kancelarii i oprowadził po swoim mieszkaniu, pokazał piękne zbiory sztuki. Gwoździem programu były oczywiście podziemia kościoła i masoneria. Studenci pękali ze śmiechu, słysząc naszą dyskusję – ksiądz mówi, że masoneria działała w kościele, a mason twierdzi, że jej nie było. W końcu mówię: “Proszę księdza, z nas dwóch to ja jestem masonem, a nie ksiądz”. A on spojrzał na mnie i powiada: “Pan, panie profesorze? Pan wcale nie jest masonem!”.
– I co miał na myśli?
Pierwsza hipoteza, którą odrzucam, jest taka, że skoro Cegielski nie zjada chrześcijańskich dzieci na śniadanie, masonem raczej nie jest. Ale ksiądz Maj jest mądrym człowiekiem, więc tak myśleć nie może. Więc pozostaje druga – o tym, kto jest masonem, a kto nie, orzekamy my, Kościół. Wydaje mi się, że właśnie to chciał powiedzieć, tym bardziej że potrafił mieć odważne wypowiedzi na temat wolnomularstwa. Na przykład w listopadzie 1999 r. współtworzyłem program publicystyczny w telewizyjnej Dwójce na temat wolnomularstwa i wymyśliłem, żeby zwrócić się do Kurii Warszawskiej z prośbą o wypowiedź na temat stosunku Kościoła do masonerii. Oczywiście, sądziłem, że oni na głowie staną, żeby tego nie zrobić.
– Ale dlaczego?
No bo przecież różni “eksperci” mający kościelne imprimatur głupstwa gadają i w głębi duszy dobrze o tym wiedzą. W tamtym okresie donosili o jakimś masońskim komputerze w “podziemiach Luksemburga”, który liczy ludzi, o kodach kreskowych jako wymyśle masonów – generalnie rzeczy niepoważne, wynikające ze zrozumiałego skądinąd strachu przed nowoczesnością. Chętnie je upowszechniałem, bo były zabawne. W każdym razie zawodowi antymasoni zaczęli wykręcać się od zadania. Nikt nie chciał przyjechać do studia telewizyjnego. I wtedy zgodził się zabrać głos duchowny nie kto inny jak ksiądz prałat Maj. Wyłożył całą wiedzę dotyczącą masonerii, przytoczył wymierzone w masonerię encykliki papieskie, od “In eminenti apostolatus specula” Klemensa XII poczynając, ale niezwykła okazała się puenta jego wypowiedzi. Zakończył swoje wystąpienie tak, że wszystkich antymasonów obecnych w studiu zwalił z nóg. Udawali, że nie słyszą, że są głusi.
– Co konkretnie powiedział?
Stwierdził, że wobec narastającego chaosu moralnego współdziałanie pomiędzy Kościołem a masonerią jest nie tylko możliwe, ale też konieczne. No i wszystkich przeciwników zatkało. Był wśród nich doktor Stanisław Krajski, zawodowy antymason, który co dwa lata wydaje broszurę, w której piętnuje masonerię, i pisze, że przeżywa ona głęboki kryzys. Oczywiście, nie ma na ten temat zielonego pojęcia. Podsumowując: antymasońskie stereotypy są po prostu idiotyczne. Oczywiście, różnym stereotypom każdy z nas ulega – i ja, i pani również. Jesteśmy tylko ludźmi. Ale chodzi o to, żeby mieć trochę dystansu. Kierować się rozsądkiem, a nie powtarzać dyrdymały.
– A jak masoneria pojmuje samo pojęcie “religijności”? Bo ma być ponadreligijna i multireligijna, ale chociażby ze względu na rytualizm bardzo trudno wyeliminować pewne skojarzenia.
Ja używam określenia, że masoneria jest przeźroczysta pod względem religijnym i politycznym. By to zrozumieć, należy odwołać się do początków ruchu. Zrodził się on na Wyspach Brytyjskich, kiedy w 1660 r. zakończyła się krwawa wojna domowa. Powstał w społeczeństwie ludzi wolnych i szybko bogacących się materialnie, ale też silnie podzielonym, z ogromnymi, głębokimi ranami. Zrodził się spontanicznie jako swoiste antidotum na całe zło, które się stało – na ideologię, która ludzi dzieli, na religię, która każe ludziom mordować się w imię miłości Boga. Twórcom wolnomularstwa chodziło o stworzenie takiej formuły towarzyskości, która byłaby neutralna, przeźroczysta. Całkowicie neutralna pod względem politycznym – bo mamy w Anglii podział na zwolenników nowej, protestanckiej dynastii i tradycjonalistów – oraz pod względem religijnym – bo mamy podział na anglikanów, wyznawców oficjalnego Kościoła i katolików, którzy są nie tylko mniejszością, ale też za nieustanne bunty zostają pozbawieni praw politycznych i publicznych. Loża była miejscem, gdzie ci pokancerowani ludzie mogliby usiąść przy jednym stole. Napić się wina i porozmawiać. Nie tylko jednak to. Loża to miejsce, w którym nabierało się ogłady. Nuworysze dowiadywali się, że należy jeść nożem i widelcem, że trzeba zachować umiar w jedzeniu i piciu, nie wolno przerywać innym i podnosić tematów, które jątrzą i dzielą ludzi. A więc nie wolno rozprawiać o polityce, religii – także o biznesie i kobietach…
– Na tym chyba nie koniec?
No właśnie, pozostaje więc pytanie – to właściwie co oni tam robili? Odpowiem, że na przykład śpiewali pieśni i zadowalali się wykwintnym stołem. (śmiech) Ale oprócz tego zajmowały ich filozofia, literatura, sztuka.
– Rozumiem, że za pomocą kultury doświadczali awansu społecznego.
Dokładnie. Doświadczali najpiękniejszej formy awansu społecznego. I takie to właśnie są związki religii z masonerią. A właściwie ich brak.
– A kwestia rytualizmu? Po co on masonerii?
Nie ma masonerii bez rytuału. Ona opiera się na wtajemniczeniu. Jest to ruch etyczny, ale oparty na inicjacji. Jeśli komuś te obrzędy nie odpowiadają, może zapisać się do jakiegoś klubu. Podsumowując jednak, masoneria ma po prostu łączyć to, co inni rozdzielą, i naprawiać to, co politycy zepsują. Tak jest po dziś dzień. W Polsce – w sytuacji szybkiego awansu społecznego, ale też nieustannego szczucia przez niektórych polityków, dzielenia, oskarżeń i obelg – wolnomularstwo było i jest odtrutką. Dlatego jest popularne.
– Około tysiąca aktywnych wolnomularzy to zadowalająca liczba?
Owszem, może pani uznać, że to mało, ale trzeba wziąć pod uwagę kontekst narodzin wolnomularstwa i nieustannie negatywną presję.
– Czy masoneria nie obawia się jednak o swoją przyszłość?
Nie obawia się, co oczywiście nie oznacza, że zasypia gruszki w popiele. Każda prawidłowo funkcjonująca loża zabiega o rekrutację nowych członków. Warto zaznaczyć, że w obrębie masonerii mamy różne struktury, które cały czas mogą się poszerzać. Jest Wielka Loża Narodowa Polski – najstarsza – i ja właśnie do niej przynależę. Jest też Wielki Wschód Polski, a także koedukacyjna masoneria rytu mieszanego Le Droit Humain – Prawo Człowieka. W ramach tych różnych stowarzyszeń tworzą się loże o zróżnicowanym profilu. Ludzie grupują się wedle pewnych cech, zadań, specyfiki intelektualno-zawodowej.
– W jaki sposób?
Zawsze w wyniku ruchu oddolnego, spontanicznie. Nową lożę tworzy grupa ludzi, którzy są inicjowani, posiadają stopień mistrza i dochodzą do wniosku, że chcą założyć własny warsztat, o innym niż stara loża profilu. Oczywiście, ich petycja skierowana do wielkiego mistrza jest wnikliwie rozpatrywana.
– Kobiety powinny zostawać masonkami?
To ważny temat. Wie pani, dla Anglików było w XVIII w. sprawą oczywistą, że “no woman, no bondsman, no eunuch”. Angielscy twórcy wolnomularstwa postawili kobiety na równi z chłopami pańszczyźnianymi i eunuchami. To było rzeczywiście niezbyt eleganckie, ale trzeba zrozumieć kontekst. W tamtych czasach kobieta nie była istotą wolną, podmiotową – co najwyżej luksusowym obiektem. Ale w momencie, gdy moda na masonerię przeniosła się na kontynent, do Francji czy do Polski – krajów katolickich, środowisk arystokratycznych, gdzie pozycja kobiet była silna – nie mogło być mowy, żeby je z tej miłej zabawy wykluczyć. W XVIII w. powstają dwa typy masonerii kobiecej. Jeden z nich to czysta zabawa, ale charakterystyczna dla epoki. Ryt mopsów, który książę arcybiskup Kolonii wymyślił dla swoich dwórek. Na wystawie możemy obejrzeć powiększenie ryciny przedstawiającej młodą kobietę z zawiązanymi oczami, której podtyka się figurkę psa. W rytuale oryginalnym wygląda to tak, że pyta się inicjowaną, co woli: pocałować psa pod ogonkiem czy mistrza w zadek.
– Wykwintny humor!
Jesteśmy w połowie XVIII w. na dworze arcybiskupa. Obyczaje są dosyć grube. Oczywiście, adeptki najczęściej wybierały psa. Skromne dziewczyny. We Francji z kolei, wymyślono tzw. loże adopcyjne, czyli loże kobiece przy lożach męskich. Takie jakby masońskie przedszkole, ale z całym rytuałem wolnomularskim. Wskazywał głównie na cnoty, które powinna posiadać kobieta, a zwłaszcza na wierność mężowi. Z tym nie było – jak wiadomo – najlepiej. Loże adaptacyjne tworzą – tak jak w Polsce – arystokratki owijające sobie wokół palca mężczyzn, ale pojawiają się też kobiety spośród zwykłej szlachty, wreszcie mieszczki, a nawet panie zrodzone ze związków nieformalnych, z tzw. nieprawego łoża.
– Spory przewrót obyczajowy.
Owszem, ale nadal jest to wąska elita. Należą do niej także artystki. Masonką zostaje na przykład Rozalia Bogusławska, córka twórcy sceny narodowej Wojciecha Bogusławskiego, dziecko z nieformalnego związku mistrza. Rozalia reprezentowała wraz z ojcem grupę, którą nazwano później, w połowie XIX w., cyganerią artystyczną. Była oczywiście aktorką, bo kimże mogła być córka Bogusławskiego i żona Osińskiego, nowego dyrektora Teatru Narodowego? Prawdziwa masoneria kobieca pojawia się dopiero po koniec stulecia. Maria Deraismes (1828-1894) tworzy ryt mieszany. Wreszcie powstają też typowo żeńskie masonerie, które od męskich odróżnia tylko płeć.
– Ale Pan Profesor należy do tej konserwatywnej Wielkiej Loży Narodowej Polski, która kobiet nie przyjmuje.
Po cichu mogę żałować, ale w sumie patrzę na to spokojnie. Po pierwsze, od samego początku wolnomularstwo stylizuje się na zakon. Zakon świecki, trochę rycerski. Uważam więc, że tak jak istnieją żeńskie i męskie zakony albo kluby, stowarzyszenia czy organizacje, które przyjmują tylko jedną płeć, tak i tutaj trzeba to uszanować. Akurat ta, ponad 300-letnia organizacja kobietom mówi “nie”. Nie i już. Z praktyki powiem, że to nawet dobrze. Na parę godzin możemy się uwolnić od tego, co mamy w domu – żona od męża, mąż od żony, kochanka od kochanka i na odwrót (oczywiście przy założeniu, że mówimy o heteroseksualistach). Kilka znajomych pań wyraziło zainteresowanie wstąpieniem do męskiej masonerii. – Gdyby to ode mnie zależało, to ja bym was przyjął – mówię. – Ale są przepisy, których zmienić nie mogę. Przeprowadziłem przy tej okazji mały eksperyment myślowy i doszedłem do wniosku, że pojawienie się młodej i atrakcyjnej kobiety w męskim gronie zakłóciłoby panującą w nim harmonię, a jest ona przecież bardzo naczelną zasadą życia lożowego. Podsumowując – żyjemy w wolnym kraju i każdy może sobie tworzyć takie organizacje, jakie chce.
– Jakie były Pana Profesora początki w szeregach wolnomularstwa?
Zostałem inicjowany wiosną 1987 r. w Warszawie. Do działającej w głębokiej konspiracji loży Kopernik zaprosił mnie Jan Józef Lipski, niekwestionowany lider ówczesnej opozycji demokratycznej. W loży spotkałem wielu wybitnych ludzi: był tu filozof Klemens Szaniawski, rektor elekt Uniwersytetu Warszawskiego, Jan Kielanowski, biolog genetyk, Janusz Maciejewski, historyk literatury, prezes PEN Clubu, Aleksander Małachowski, publicysta, później polityk, Jerzy Płudowski, dziennikarz, działacz października 1956 r., Tadeusz Gliwic, nestor polskich wolnomularzy – że wymienię niektórych, a już nieżyjących. Przede mną w loży Kopernik pojawili się poeta Antoni Słonimski oraz Edward Lipiński, wybitny ekonomista. Z marszu zostałem przez to zacne grono zapędzony do roboty: zostałem sekretarzem loży, a później jej historykiem. Tym ostatnim jestem do dzisiaj…
– Do czego bycie masonem zobowiązuje w życiu codziennym?
Do bycia wzorem dla otoczenia. Działać na rzecz tego otoczenia – pro publico bono.
– Co jest dzisiaj głównym celem masonerii? Na ile piękne i szlachetne idee mogą oddziaływać na rzeczywistość, na ile mogą ją kształtować?
Cel nie zmienił się od 300 lat: łączyć ludzi, naprawiać to, co psują politycy, niekiedy także Kościoły. Jest nas w świecie około 5 mln, nasz wpływ na losy świata jest więc ograniczony – ale zawsze pewien.
Prof. Tadeusz Cegielski