Dobroczynni masoni z Lublina

NASZA HISTORIA Kurier Lubelski – STYCZEŃ 2015 / MIESIĘCZNIK NR 1 (14)
Tekst: Małgorzata Szlachetka

Okładka: NASZA HISTORIA Kurier Lubelski – STYCZEŃ 2015 / MIESIĘCZNIK NR 1
Lokalni masoni spotykali się w pałacu, który później stał się siedzibą lubelskich biskupów.
Wolnomularzami w pierwszej połowie XIX wieku byli najznakomitsi obywatele miasta, na czele z Teodorem Franciszkiem Gruell-Gretzem, który po uchwaleniu Konstytucji 3 maja został prezydentem Lublina.
Francuski ksiądz Segur w XIX wieku raportował z przerażeniem, że masonów jest już ponad osiem milionów. „Co nam pozostaje czynić wobec wielkiego spisku antychrześcijańskiego?” – pytał. Poznając historię wolnomularzy przekonamy się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Wagner ukrywa wolnomularskie skarby na Sławinku
Pierwsza loża masońska Lublina „Wolność Odzyskana” została założona 9 lutego 1811 roku. Jej historię i listę członków znamy dziś dzięki tomowi „Wolne mularstwo w Lubelszczyźnie 1811–1822”, spisanemu przez historyka dziejów masonerii hrabiego Stanisława Małachowskiego-Łempickiego. Prawdopodobnie także należącego do loży lubelskiej.
W 1933 roku dotarł on do pamiątek przechowywanych przez doktora Jana Mędrkiewicza, którego przodkiem ze strony matki był Paweł Wagner, ewangelik i członek lubelskiej loży „Wolność Odzyskana”. Wagner, a potem Mędrkiewiczowie byli właścicielami istniejącego do dziś Dworku Kościuszków (znajduje się na terenie Ogrodu Botanicznego UMCS przy al. Warszawskiej, jest udostępniany turystom).
Gdy mocą ukazu carskiego z sierpnia 1821 roku zostały rozwiązane struktury lożowe w Rosji oraz w zaborze rosyjskim, Wagner ukrył cenne pamiątki masońskie w swoim dworku. W ten sposób ocalając je przed prawdopodobnym zniszczeniem.
Pawłowi Wagnerowi jego rodzinne miasto zawdzięcza powstanie uzdrowiska na Sławinku. Tam w XIX wieku ówcześni lublinianie wylegiwali się w wannach wypełnionych wodą mineralną czerpaną z podziemnych źródeł.
„Wody ze Sławinka używano jeszcze w czasach II wojny światowej i w latach powojennych. Źródła mineralne zanikły zupełnie w 1960 r. po wykopaniu na Woli Sławinkowskiej studni głębinowej” – czytamy na stronie Ogrodu Botanicznego UMCS.
Dziś w Lublinie mało kto o tym pamięta, podobnie jak i o samym założycielu uzdrowiska. Nieznane są także jego związki z masonami.
– Po raz pierwszy słyszę tę historię – nie kryje Dorota Leposińska, administratorka Dworku Kościuszków. – Z przedwojennego wyposażenia dworku nie pozostał żaden przedmiot. Obiekt odbudowano pod koniec lat 60. XX w. W tym czasie był już własnością UMCS – relacjonuje.
Dworek Kościuszków, Ogród Botaniczny UMCS
Lokalni masoni spotykali się w pałacu, który później stał się siedzibą lubelskich biskupów.
Wolnomularzami w pierwszej połowie XIX wieku byli najznakomitsi obywatele miasta, na czele z Teodorem Franciszkiem Gruell-Gretzem, który po uchwaleniu Konstytucji 3 maja został prezydentem Lublina.
Pozostaje nam więc przekaz historyczny. Gdy Stanisław Małachowski-Łempicki pisał swoją książkę o lubelskich masonach, Jan Mędrkiewicz otworzył przed nim rodzinne archiwa. Pokazał dyplomy, rękopisy i dwa kobierce, które były elementami wyposażenia sali lożowej. Te ostatnie należały do najcenniejszych obiektów masońskich i po kasacie wolnomularstwa, by nie wpadły w niepożądane ręce, były zazwyczaj niszczone.
Lubelska loża „Wolność Odzyskana” była jedną z pierwszych w Królestwie Warszawskim. W gronie jej założycieli znalazło się wielu wojskowych, m.in. generał dywizji Ludwik Kamieniecki (wybrany później pierwszym mistrzem lubelskiej loży), pułkownicy Antoni Gużkowski, Józef Nowicki i Maciej Straszewski, ale też prawnicy, jak Jan Luszczyński, sędzia Trybunału Cywilnego w departamencie lubelskim.
Prezydent i bibliofil z Lublina zostają braćmi
Uwagę przykuwa jednak inne nazwisko, Teodor Gruel. To jedyna postać, przy której hrabia Małachowski-Łempicki nie podaje pełnionej funkcji ani zawodu. Być może dlatego, że ówczesnemu czytelnikowi nie trzeba było specjalnie tej osoby przedstawiać.
Stanisław Małachowski-Łempicki (1884–1959), prawnik, historyk
Czy pierwszy konstytucyjny prezydent Lublina, Teodor Franciszek Gruell-Gretz był zatem wolnomularzem?
– Jest to prawdopodobne. Na pewno nie powinniśmy się zrażać tym, w jaki sposób zostało zapisane nazwisko Teodora Franciszka, bo bywało ono zniekształcane – wyjaśnia Grażyna Jakimińska, zastępca dyrektora Muzeum Lubelskiego. Potwierdzenie tego faktu znajdujemy w biogramie tej osoby, jaki znalazł się w „Słowniku biograficznym miasta Lublina”.
Kim był ten lekarz i aptekarz prowadzący niegdyś aptekę zakonną trynitarzy?
„Należał do ludzi ambitnych. Marzył o nobilitacji, o którą zabiegał na sejmie za pośrednictwem Lubelskiej Komisji Cywilno-Wojskowej i za cenę której gotów był dawać zeswojej apteki dla wojska corocznie przez 5 lat lekarstw za 1000 czerwonych złotych” – czytamy w „Słowniku biograficznym miasta Lublina”. I dalej: „Gruell do końca życia cieszył się w Lublinie ogólnym poważaniem. Dzięki swej ofiarności zdobył także uznanie szlachty województwa lubelskiego, która już w 1792 r., na sejmiku odbywającym się w Lublinie, złożyła mu podziękowanie „za tak przykładne przyłożenie się do dobra publicznego”.
Był też gorącym orędownikiem reform Sejmu Czteroletniego, a w czasie insurekcji kościuszkowskiej dostarczył dla powstańców lekarstwa wartości 3561 złotych.
Wróćmy jednak do zapomnianej historii loży „Wolność Odzyskana”. W 1813 roku mistrzem katedry loży został Ksawery Potocki, prezes Sądu Karnego departamentu lubelskiego. W następnym roku w tej roli zastąpił go lubelski bibliofil Klemens Urmowski.
Klemens Urmowski
„O prywatnej bibliotece Klemensa Urmowskiego głośno było w ówczesnym Lublinie, wywoływała uczucia podziwu i uznania. (…) Wszystko, co nowe i wartościowe na rynku, nie było mu obce. Utrzymywał obszerne kontakty z autorami, wydawcami i księgarzami, swoje zbiory kompletował z niezawodnym znawstwem i pod kątem piśmiennictwa najbardziej wybitnego (…)” – czytamy w artykule Mieczysława Adrianka „Po trzykroć książki”.
Klemens Urmowski był także redaktorem „Almanachu Lubelskiego na rok 1815 dla amatorów literatury ojczystej” . Dodajmy na marginesie, że „Almanach Lubelski” został wydany w drukarni innego lubelskiego masona – Jana Karola Pruskiego. We wspomnianym tomie znalazł się m.in. pierwszy przewodnik po województwie lubelskim – „Opis historyczno-malarski departamentu lubelskiego” spisany przez Kazimierza Padułę.
Z wykształcenia prawnik: sędzia Trybunału Cywilnego w departamencie lubelskim, a potem profesor prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Urmowski należał też do Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, a jego artykuły zamieszczały „Gazeta Warszawska” i „Korespondent”.
„Wolność Odzyskana”, która – jak pamiętamy – powstała w 1811 roku – cztery lata później miała już 159 tzw. czynnych członków. Prawie połowę z nich stanowili wojskowi, 22 osoby reprezentowały zawody prawnicze. Do grona lubelskich masonów przez chwilę należał także Aleksander Fredro, porucznik ułanów stacjonujących w Lublinie; jeszcze nie dramatopisarz, a żołnierz. Członkami loży byli także muzycy Ludwik Romm i Michał Serwaczyński, ale też kupiec Jan Meisner, szef pociągów Feliks Hryniewicz czy ewangelicki pastor ks.Jakub Glass.
ks.Jakub Glass
Wreszcie wspomniany już wcześniej właściciel drukarni Jan Karol Pruski oraz sekretarz poczty Michał Somerfeld. „Dwaj ostatni byli bardzo cenieni dla loży. Pierwszy [za] darmo drukował dla niej spisy członków i przemówienia, drugi zaś pilnował, aby korespondencja lożowa szybko i bezpiecznie była ekspediowana. Z tych względów każda loża starała się mieć w swym gronie właściciela drukarni i naczelnika poczty” – pisze hrabia Małachowski-Łempicki. Loża z każdym rokiem rosła w siłę. W 1819 roku miała już 247 członków. Poza tym 47 braci honorowych oraz ośmiu braci służących.
„Wolność Odzyskana” nie była jedyną lożą masońską w Lublinie, 26 maja 1816 roku powstała „Świątynia Równości”. Ją z kolei upodobali sobie lokalni urzędnicy. Działała także niższa kapituła „Prawdziwa Jedność”, która m.in. prowadziła bibliotekę i organizowała odczyty dla braci z Lublina.
100 złotych dla ubogiej matki sześciorga dzieci
Ważnym aspektem działalności masonów była dobroczynność. W każdej loży znajdowali się bracia nazywani jałmużnikami.
– Mówimy o czasach, kiedy nie istniał system emerytalny. W Bibliotece Narodowej zachowały się listy z prośbą o pomoc, słane do warszawskiej loży „Świątynia Izis” przez braci niemieckich. To byli pruscy urzędnicy, którzy zostali w Polsce po 1807 roku, czyli po powstaniu Księstwa Warszawskiego – tłumaczy profesor Tadeusz Cegielski, historyk Uniwersytetu Warszawskiego, wolnomularz i kurator wystawy „Masoneria. Pro Publico Bono”. Pieniądze wydawane ze wspólnej kasy były starannie księgowane. Małachowski-Łempicki w książce „Wolne mularstwo w Lubelszczyźnie 1811–1822” zanotował kilka takich wpłat na biednych. I tak na przykład pani Lange, matka sześciorga dzieci, otrzymała 100 złotych. Greczynka Dadaniowa, która miała chorego syna, 50 złotych. Na taką samą kwotę mogła liczyć Malczewska, wdowa z czwórką dzieci.
Szczególnie godnym uznania dobrym uczynkiem było także pochowanie na swój koszt jakiejś ubogiej osoby, utrzymującej się wyłącznie z jałmużny. 12 lutego 1815 r. powstało Lubelskie Towarzystwo Dobroczynności. Prezesem towarzystwa został wybitny mason ks. Adam Czartoryski. Także większość jego założycieli była wolnomularzami. I to oni nadawali ton tej instytucji do czasu nakazu likwidacji lóż z 1821 roku. Towarzystwo zajmowało się tym, czym dzisiaj publiczna opieka społeczna.
Lubelskie Towarzystwo Dobroczynności
 
Żeby przekonać się, jak wiele robili członkowie Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności, warto zajrzeć do nieocenionego przewodnika po Lublinie z 1901 roku autorstwa Marii Ronikierowej. Nie bez znaczenia jest to, że autorce w zbieraniu informacji pomagał słynny bibliofil i badacz dziejów Lublina Hieronim Łopaciński. I właśnie z tego powodu przewodnik, wydany przez Księgarnię Raczkowskiego z Lublina, jest niezwykle wiarygodnym źródłem wiedzy o mieście.
W 1900 roku pod zarządem Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności znajdowała się kuchnia bezpłatna przy ulicy Bernardyńskiej, która w ciągu1899 roku wydała aż 22280 obiadów. Pozatym „wydział rozdawnictwa funduszu na stypendia” i „wydział nędzy wyjątkowej”. Towarzystwo pod koniec XIX wieku organizowało także kolonie letnie dla biednych dzieci. Poza tym prowadziło dwie ochronki: dla dzieci wyznania prawosławnego przy ulicy Archidiakońskiej i żydowskich przy ulicy Grodzkiej.
Osoby związane ze środowiskiem masońskim 12 marca 1816 roku założyły także Towarzystwo Przyjaciół Muzyki Lublina. Muzyka od zawsze znajdowała się w kręgu zainteresowania wolnomularzy. Do dziś zachowały się śpiewniki z pieśniami, jakie bracia wykonywali w czasie swoich uczt.
Masonom zawdzięczamy także powstanie pierwszej biblioteki publicznej w Lublinie. Instytut Bibliopolityczny powstał 17 maja 1811 roku i działał dwa lata. Wśród 43 założycieli było 23 członków loży„Wolność Odzyskana”. W „Przewodniku po historii słowa drukowanego w Lublinie” Tomasza Pietrasiewicza czytamy, że instytut miał siedzibę przy ulicy Królewskiej 17, w pałacu Adama Umienieckiego.
„Wolność Odzyskana” w reszcie idzie na swoje
Lubelscy masoni na początku spotykali się w prywatnych mieszkaniach. Trwało to do czasu zakupu dwóch sąsiadujących ze sobą pałaców, które wówczas znajdowały się przy ulicy Podwale 218, dziś ul. Prymasa Stefana Wyszyńskiego 2 (obecnie należą do jednego właściciela i są znane przede wszystkim jako siedziba lubelskich biskupów i kurii).
Do nazwisk masońskich właścicieli zespołu dotarł wielokrotnie już tutaj cytowany Stanisław Małachowski-Łempicki. W latach 30. XX wieku poszedł do Sądu Okręgowego i zajrzał do księgi hipotecznej nieruchomości. Co się okazało? Że nie tylko pałac konsystorski, ale i biskupi były w przeszłości własnością lubelskich masonów.
Jeden z nich kupił Paweł Wagner z loży„Wolność Odzyskana”, a drugi Jan Reinberger, członek loży „Świątynia Równości”. Co więcej, sprzedającym był Kazimierz Doliński, brat służący w loży „Wolność Odzyskana”. Sprzedaż została sfinalizowana 2 grudnia 1817 roku.
Księżna Izabela – zapomniana liderka masonek
Z Lubelszczyzną związana jest jedna z pierwszych i najważniejszych masonek na ziemiach polskich. Izabela z Flemmingów Czartoryska była żoną Adama Kazimierza Czartoryskiego, wolnomularza, posła i komendanta Szkoły Rycerskiej.
– Księżna Izabela należała do działającej w Warszawie od 1783 roku kobiecej loży „Dobroczynność”.Była jej liderką. W ślad za nią poszły inne panie – opowiada prof.Tadeusz Cegielski. –Loża, zgodnie ze swą nazwą, podejmowała akcje charytatywne i stanowiła narzędzie kobiecej emancypacji–dodaje.
Nie zachowały się dokumenty tej warszawskiej loży kobiecej, ale można przypuszczać,że jej członkinie wspierały m.in. prowadzone przez instytucje kościelne przytułki czy wydawanie posiłków dla ubogich.
Współcześni zachwycali się urodą Izabeli i to mimo tego, że twarz księżnej szpeciły ślady przebytej w dzieciństwie ospy. Skaz na cerze nie widać oczywiście na jej portretach.
–Księżna z pewnością była kobietą światową, z dużym temperamentem. Jej kochankami byli król Stanisław August Poniatowski i poseł rosyjski, książę Nikołaj Repnin.
Diuk Armand Louis de Gontaut de Lauzun w pamiętnikach, oceniając blisko 60 swoich kochanek, najwyżej postawił Izabelę Czartoryską – wylicza prof. Tadeusz Cegielski.
Izabela Czartoryska jest jedną z bohaterek wystawy „Masoneria. ProPublicoBono”. W sali poświęconej ogrodom.
Co to ma wspólnego z masonami?
„Parkom i lożom przypisywano wspólny rodowód; u ich początków stał Bóg, jako twórca ogrodu Eden i Wielki Architekt Wszechświata” – czytamy w katalogu wystawy „Masoneria. Pro Publico Bono”. Oba te miejsca mogą służyć odosobnieniu i wymagają ciągłego doskonalenia,aby pięknie się rozwijały. Ogrody, tak jak loże,są przestrzeniami symbolicznymi.
Dziełem życia księżnej był istniejący do dziś park w stylu angielskim, jaki założyła w Puławach. Jego ozdobą są Świątynia Sybilli. Domek Gotycki – nie przypadkowo, bo masoneria chętnie odwoływała się do mitologii greckiej i zmitologizowanego obrazu średniowiecza. Jedną z wolnomularskich metafor jest też sama świątynia. Loża trzech pierwszych stopni była na ogół nazywana właśnie świątynią.
Nie zapominajmy też, że w Świątyni Sybilli księżna Czartoryska urządziła pierwsze na ziemiach polskich muzeum narodowe.
Widok Świątyni Sybilli w Puławach
Car zwraca się przeciw wolnomularzom
Ukaz cara Aleksandra I (co ciekawe, wcześniej także członka loży masońskiej) z 1821 roku o rozwiązaniu wszystkich lóż był dla braci wstrząsem. Łudzili się, że to tylko czasowa sytuacja. Z tego powodu zabrali ze sobą, żeby nie przepadły, archiwum, pieczęcie, książki z biblioteki, klejnoty i sprzęty lożowe. Wśród nich na pewno był tron mistrza.
Pieniądze, które znajdowały się w kasie, rozdali biednym. Potrzebujący zaś wsparcia bracia otrzymali ostatnie zapomogi. Ostatnie posiedzenie „Loży Odzyskanej” odbyło się 12 października 1821 roku. Paweł Wagner i Jan Reinberger zostali także zmuszeni do przepisania siedziby obu lubelskich lóż na rzecz rządu Królestwa Polskiego. Tytuł własności zostaje przeniesiony w dniu 21 lipca 1824 roku.
Na tym nie koniec. Członkowie lóż – po złożonej wcześniej przysiędze przed Radą Administracyjną Królestwa Polskiego – musieli ujawnić, co zrobili z masońskim majątkiem. Mimo to niektórzy mijali się z prawdą. Np. zeznali, że ich archiwum zostało spalone (jak wiemy, nie jest to do końca prawdą), a wyposażenie sprzedane pomiędzy braci, czyli członków lóż. Tylko cztery złote lichtarze miał dostać kościół grecki.
Na wspomnianej już wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie pt. „Masoneria. Pro Publico Bono” – wśród 453 zabytkowych obiektów – możemy podziwiać siedem ozdób należących do członków pierwszej lubelskiej loży „Wolność Odzyskana”. Sześć z nich datowanych jest na 1811 rok, czyli rok, w którym powstała pierwsza w Lublinie loża masońska.
Są to: dwa klejnoty Mistrza loży (młodszy wykonany około 1910 roku), klejnot Mówcy, klejnot Sędziego loży, klejnot Sekretarza loży, klejnot Archiwisty loży oraz klejnot Urzędnika loży.
Wszystkie wpisane w koło, poza tym zawierają czytelne dla masonów symbole, m.in. cyrkiel i węgielnicę.
Te cenne pamiątki po lubelskich masonach znajdują się obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.
Ars Regia
Ruch masoński narodził się w Anglii. Pierwsza loża na ziemiach Rzeczpospolitej powstała w trzeciej dekadzie XVIII wieku. Co ciekawe–w przeciwieństwie do lóż angielskich – przyjmowały one także kobiety.
Wolnomularstwo było nierozerwalnie związane z prądami oświeceniowymi. Ze środowiska wolnomularskiego wywodzą się założyciele Szkoły Rycerskiej oraz twórcy Konstytucji 3 maja, na czele ze stawiającym na reformę państwa królem Stanisławem Augustem Poniatowskim.
Masonem był także urodzony w Lublinie Stanisław Kostka Potocki, poseł z województwa lubelskiego na Sejm Czteroletni. Jeden z sygnatariuszy Konstytucji 3 maja.
Stanisław Kostka Potocki aż przez 11 lat był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polskiego. Należał więc do najważniejszych masonów na ziemiach polskich.
W okresie zaborów loże zakładane przez Polaków mocno akcentowały motyw odzyskania przez nasz kraj niepodległości, co zawsze powiązane było z potrzebą samodoskonalenia. Kres dążeniu do ideału miała przynieść dopiero śmierć.
Członkami lóż było wiele osób z otoczenia Józefa Piłsudskiego. Drogi obu tych środowisk rozeszły się po zamachu majowym.
– Legiony Dąbrowskiego, władze Księstwa Warszawskiego, elita Królestwa Polskiego – wszędzie tam mamy prawie wyłącznie wolnomularzy – mówi prof.Tadeusz Cegielski, historyk UW i kurator wystawy „Masoneria. Pro Publico Bono”. – Każda wykształcona osoba z aspiracjami stawała się członkiem loży wolnomularskiej. To była naturalna droga do awansu społecznego – dodaje. Związki masonerii oraz dziejów państwa polskiego można prześledzić dzięki wystawie „Masoneria. Pro Publico Bono”. Wystawie towarzyszy katalog o historii wolnomularstwa nad Wisłą.
Nie można jednak zapomnieć, że od początku istniał ruch krytyki wobec środowisk masońskich, często o motywacji religijnej.
– W XIX wieku pojawił się nowy nurt antymasonizmu, który stał się elementem kultury popularnej i ludowej. Na przykład, na Kaszubach mason był niemieckim hrabią z czarnym podniebieniem, który pod cylindrem skrywa rogi, a pod frakiem ogon – opowiada prof. Tadeusz Cegielski. – To było typowe szukanie wizerunku wroga. Ale także zaspokojenie głodu sensacji. Z kolei papież Pius IX winił masonów za zjednoczenie Włoch. Jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego w Polsce mówiło się, że mason jest przedstawicielem wąskiej elity. Także tej kościelnej.